Jestem sobie. Jestem, bo jestem. Jestem bez powodu. Jestem z nudów. Bo niby cóż innego mam do roboty? Mogę tylko być. Być po prostu. Być bez dlaczego. Być sobie, chlejąc jak co rano tą cholerną kawę, na którą nie wiedzieć czemu, bez najmniejszej przyczyny, zaczynam być wściekły. Kawa irytuje mnie, bo jest. Jest bo jest. Ale ma powód by być. Nie nudzi się, bo jest potrzebna. Piję ją. Zresztą, beze mnie nie miałaby tego swojego krótkiego, gorącego, czarnego żywota, przyprószonego po chwili siwizną i chłodem zimnego mleka. Kawa powoli stygnie. Umiera.
Zazdroszczę kawie. Moje myśli nie są w stanie wystygnąć, choć chciałbym zapaść w mentalną śpiączkę...
"Spokojnie, Śliczna..." mówiłem wczoraj.
"Ja jestem spokojna..." odpowiedziała.
"Nie tutaj..." odparłem delikatnie dotykając jej czoła.
Spokojnie Śliczny. Bo nie jesteś spokojny. 2 godziny 19 minut. Myślę, myślę, myślę, myślę... Chaos totalny. Myśli biegnące we wszystkie strony, uderzające o siebie nawzajem, nienawidzące się i kochające, zagryzające własne dzieci i dbające o dobro cudzych.
Chcę uciec, ale nie mam dokąd. Nie wolno mi uciekać. Po co kazać następnej osobie tańczyć po strunie?
Ale... Co będzie, co się stanie, a co nie? Może coś powinno się stać, lub czegoś lepiej unikać? Czego się bać, a czego pragnąć?
Kap... Kap... Kap... Czas... Głupi czas. Odkręcam kran. Zablokowany. Mało cenzuralna wiązanka.
Wzdycham. Karuzela znowu się kręci, chociaż tym razem nie wiem, czy to dobrze. Chociaż teraz już wiem, że tak naprawdę nigdy się nie zatrzymała. Kręciła się zawsze. Tylko, że ta karuzela jest jednocześnie kolejką górską, pędzącą ciągle przed siebie. Tak więc znowu jestem w tym samym miejscu, tylko dalej.
1
15
9
1
Zazdroszczę kawie. Moje myśli nie są w stanie wystygnąć, choć chciałbym zapaść w mentalną śpiączkę...
"Spokojnie, Śliczna..." mówiłem wczoraj.
"Ja jestem spokojna..." odpowiedziała.
"Nie tutaj..." odparłem delikatnie dotykając jej czoła.
Spokojnie Śliczny. Bo nie jesteś spokojny. 2 godziny 19 minut. Myślę, myślę, myślę, myślę... Chaos totalny. Myśli biegnące we wszystkie strony, uderzające o siebie nawzajem, nienawidzące się i kochające, zagryzające własne dzieci i dbające o dobro cudzych.
Chcę uciec, ale nie mam dokąd. Nie wolno mi uciekać. Po co kazać następnej osobie tańczyć po strunie?
Ale... Co będzie, co się stanie, a co nie? Może coś powinno się stać, lub czegoś lepiej unikać? Czego się bać, a czego pragnąć?
Kap... Kap... Kap... Czas... Głupi czas. Odkręcam kran. Zablokowany. Mało cenzuralna wiązanka.
Wzdycham. Karuzela znowu się kręci, chociaż tym razem nie wiem, czy to dobrze. Chociaż teraz już wiem, że tak naprawdę nigdy się nie zatrzymała. Kręciła się zawsze. Tylko, że ta karuzela jest jednocześnie kolejką górską, pędzącą ciągle przed siebie. Tak więc znowu jestem w tym samym miejscu, tylko dalej.
1
15
9
1
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz