niedziela, maja 11, 2008

Akt oskarżenia.

Wysoki sądzie.

Oskarżam;
Niedopałek papierosa - o to, że tli się bezczelnie.
Kwiaty - o to, że pachną i ładnie wyglądają.
Drzewa - o to, że są zielone i szumią, obgadując mnie zapewne za plecami.
Strumienie - o to, że płyną, bezwstydnie dają orzeźwienie, pozwalają każdemu (tak, wysoki sądzie, KAŻDEMU!) usiąść przy brzegu, pomyśleć chwilę.
Suche liście - o to, że unoszą się wszędzie, targane wiatrem.
Wiatr też oskarżam - czasem wieje, czasem nie, nie uprzedzając wcześniej, jak bardzo.
Oskarżam ptaki - ćwierkają i śpiewają. Chyba nie muszę zagłębiać się w tę odrażającą czynność.
Oskarżam niebo - bo jest błękitne.
Oskarżam obłoki - bo mają kształty (co więcej - zmieniają je niemal nieustannie!)

Na sam koniec pozostawiam jednak najgorszą zbrodnię.
Oskarżam ognisko.
Jego przestępstwa są nieprzeliczone, wymienię jednak kilka największych.
Najpierw pojawia się niewielki, chwiejny płomyk, zmuszając mnie podstępnie do podtrzymywania go z całych sił, absorbując całą moją uwagę. Wbrew sobie, drżąc cały, świadom w pełni okropności czynu, który popełniam - dorzucam kolejne patyki, coraz większe i grubsze. Lecz to jeszcze nie koniec wysoki sądzie, o nie, to dopiero początek.

Następnie ognisko pali się. Płomienie skaczą po drewnie, zmieniając je w węgiel i żar. Hipnotyzują, zmuszają do szczerości. Do śmiechu, do myśli, do dyskusji. Ognisko wydziela dym, spowijając wszystko szarawą zasłoną, odcinając od świata. To potęguje uczucie alienacji, zaciska więzi. Dym, działąjąc z pełną premedytacją, wżera się w ubrania, chwyta się włosów, roztaczając później zapach wspomnień.

Na ostatek płomienie powoli dogasają. Drewno się kończy, z resztą, i tak nie było go wiele. Jeszcze panicznie, za wszelką cenę, parę osób próbuje dorzucić kilka choć najmniejszych patyków, w daremnej próbie powstrzymania czasu. Musimy iść, iść, rozpłynąć się w dymie i ciemnościach. Dogaszony żar pozostaje na miejscu zbrodni, jak niemy wyrzut sumienia - popatrzcie, cożeście zrobili, coście uczynili, co stworzyliście. Patrzcie, przyjrzyjcie się. Nie zapomnijcie. Nigdy.

Co najbardziej zastanawiające w tej całej sprawie, rozproszony żar przypomina gwiazdy. W pewnym sensie jest jak nieporadna kopia nieba. Do tego wątku, wysoki sądzie, pozwolę sobie jeszcze powrócić.


Kończąc jeszcze, wysoki sądzie, chciałbym szczególnie zwrócić uwagę na aspekt moralny tej sprawy. Otóż, wysoki sądzie, jakkolwiek mocno chciałbym to ukryć, jestem jednak człowiekiem. Jako istota niższa, czuję się dyskryminowany przez wyżej wymienionych oskarżonych, którzy wykorzystując swoją lepszą pozycję poniżają mnie, będąc w każdej chwili i w każdym momencie swego istnienia dokładnie w tym miejscu, w którym być powinny. Co więcej, choć wzdrygam się na samą myśl o tym, wszyscy oskarżeni, co do jednego, nie mają potrzeby udawać czegokolwiek. Zawsze, bez względu na wszystko, są dokładnie tym, czym są. Nie straszne im jakiekolwiek zmiany, zawirowania, ba, nawet nie obawiają się, że zostaną zniszczeni, gdyż potrafią zaakceptować swój los. Unoszą się tym, że w przeciwieństwie do nich, ja mogę się czuć idealnie kompletny i idealnie na miejscu jedynie raz w tygodniu, czasem nawet rzadziej. Czy coś takiego można pozostawić bez zadośćuczynienia?

Powracając do poprzedniego wątku - zbrodnia ogniska ma szczególny wydźwięk. Ognisko, nawet umierając, drwi ze mnie i znęca się nade mną. Jak wspomniałem, rozproszone i tlące się jeszcze węgielki przypominają gwiazdy. Za każdym razem, nieodmiennie i bez względu na sytuację przypomina mi się wtedy pewna jedna, specjalna gwiazda - środkowa z Pasa Oriona. Pozwolę sobie nie zagłębiać się dalej w tę kwestię, gdyż to dość osobista i delikatna materia, nie mająca większego wpływu na sprawę.

Pozdrawiam;
Sivarion al'Anatornel