środa, lipca 04, 2007

Wir.

No tak... Siedzę sobie w domu. Jak co rano. Nie, nie jak co rano. Praca... Yhh... Mniej czasu, by pisać. Poza tym brak znajomości siebie ogranicza wędrówki po zakamarkach myśli. Szkoda. Lubię, jak te liście, wirować w studni, wirować z nimi, przez nie, obok nich, obserwując i będąc jednocześnie ich częścią.

Ale, usuwając na bok tę, być może, ciekawą fantasmagorię, za którą normalnie bym podążył - siedzę sobie. Obok stoi ledwo co opróżniony kubek kawy. Palę... Nie, właśnie nie palę. A mam wielką ochotę.

Obok mnie leży też komórka. Czekam. Zabawne, jak zwykłe łącza energetyczne czy satelitarne potrafiają wzbudzić emocje. Czekam na odpowiedź... Może wiadomość nie doszła? Internet nie jest idealny. A może jeszcze jej nie zobaczyła? Bo przecież może być zajęta czym innym. Albo nawet - co mało prawdopodobne - jeszcze spać. A może nie ma z czego odpowiedzieć? Nie no, darmowych SMS'ów miała mnóstwo... A może wcale nie chce odpowiedzieć? Cóż ta ostatnia, choć najmniej ciekawa opcja jest dość prawdopodobna...

Hmm... Wczorajszy dzień był ciekawy. Wyłączona komórka... Ktoś się martwił i chyba teraz jest na mnie zły...

Mniejsza, na tym blogu nie miało być zwierzeń osobisych. Blee... Wszak nic nikomu do jakiś moich rozterek.

O czym to ja? Właściwie nie wiem...

Oczywiście w tle leci muzyka. Wokalista z butną pewnością siebie w głosie, przekonuje, że "... mamy siłę, zorganizujemy się i dokopiemy im!". No tak. Oni. Oni są wszędzie. Patrzą na Ciebie, znają każdy Twój krok... Jak wiewiórki!

Uuups... Przepraszam, myślami znowu jestem gdzie indziej.

Zastanawiające, na jak prostych zasadach działa taka muzyka. Wystarczy znaleźć "onich" - i już wszystko łatwe. Tłum z radosnym wrzaskiem w gardłach naskoczy na "onich", bo są na tyle wyraźnie różni, że nie da się ich pomylić z "mymi". Podjudzany demagogicznymi wrzaskami swojego guru zniszczą system... I dobrze... Szkoda tylko, że w jego miejsce natychmiast zbudują nowy, który przy pierwszej okazji wpadnie w te same koleiny, wyżłobione już przez setki innych systemów tworzących się i upadających z hukiem od zarania ludzkości. Zmienią się tylko ludzie u steru. Coraz większa kontrola, swoisty klosz nad stojącymi niżej obywatelami...

Cholera, znowu schodzę nie na te tematy, co trzeba.

Oo... Teraz w głośnikach leci ciekawe nagranie na skrzypcach elektrycznych. Bez słów. Za to z jakąś dziwną głębią. Bez ideologicznych podtekstów, bez agresywnych wrzasków, sama muzyka, choć surowa, nieobrobiona, pełna "brudów" które tylko dodają jej uroku. To pierwsze nagranie, jakie puszczam co rano. Cudownie stawia na nogi...

A drugie? Domowe, amatorskie nagranie... "When I see a pretty woman sitting in the church common, common, coooommoooon..." Yhh... I znowu lawiruję nie tam gdzie trzeba.


.
..
...
....
...
..
.


Dość.

Świat się rozmywa.

Nic nie jest konkretne.

Powietrze wyprane z barw.

Ulotny zapach kawy z urwanym dźwiękiem.

Melodia z wyciętym kształtem...

A ten cholerny telefon wciąż milczy.

[NO SIGNAL]