Istnieje sobie tuner.
Ten konkretny, mój, leży na biurku.
Malutka, czarna, plastikowa skrzynka zawierająca mikrofon, parę diod, kabelki, baterie i te wszystkie mechaniczne bebechy, jakich są tony w każdym elektronicznym gadżecie.
Tuner to bardzo sprytne urządzenie. Niektórzy mówią na to "Kamerton elektroniczny" lub po prostu "Stroik". Ta druga nazwa podoba mi się najbardziej.
A więc - stroik służy do strojenia gitary. No, niekoniecznie, można tym nastroić wszystko, ale ten akurat jest stroikiem gitarowym.
Stroik ma oczy.
Pierwsze trzy z tych oczu są najważniejsze.
Najpierw jest oko ze znakiem przypominającym troszeczkę małe "b". Gdy Stroik spojrzy na Ciebie tym okiem, wiesz, że instrument jest źle nastrojony. I wiesz już, co czynić.
Potem jest oko ozdobione dwoma trójkątami po obu stronach. To dobre, łaskawe oko. Gdy Stroik spojrzy na Ciebie tym okiem, wiesz, że czynisz dobrze.
Na koniec jest oko ze znakiem "#". To także złe oko, lecz i ono daje Ci szansę poprawy.
Poniżej jest kolejnych 6 oczu, lecz te są mniej ważne. Mówią o tym, na jak wysokiej strunie jesteś.
Stroik ma głośnik. Dzięki temu słyszy, co się wokół dzieje. Rejestruje nie tylko dźwięki instrumentu, on słyszy wszystko. Powie Ci, czy Twój głos jest dobry, jak wysoko się znajduje. Im wyżej tym lepiej, w końcu wszyscy pniemy się w górę (a ponoć określenie "warzywko" jest obraźliwe).
Stroik jest Bogiem.
Pozwala dostroić się do tego, co Cię otacza.
Do tych skupisk siły, energii. Mocy i Wiedzy.
Komputer, internet, radio, telewizor, lodówka...
To Jego apostołowie, Jego aniołowie.
Jak moglibyśmy żyć i istnieć bez nich?
Syntetyczna samotność elektrycznego oka.
Synchroniczna, polichromatyczna płaszczyzna, kawałek szkła w plastikowej obudowie o niemożliwej do przecenienia sile oddziaływania.
Wcale nie jesteś sam.
Ględzisz do monitora, lecz cóż z tego?
Wszyscy robimy to samo.
Wszyscy się słyszymy.
Wszyscy się rozumiemy.
Wielka, cudowna rodzina w naszym własnym, osobistym pokoju bez klamek.
Śliniąc się walimy w klawisze, zezując gdzieś w ścianę.
Oczy są puste, ale na cóż oczy.
Słyszymy się, rozumiemy się.
Nie widzimy się.
Oczy są nie potrzebne.
dhkefyu sfbiasdcvm, ofjlsknc iwfrn. scdsl/ d,cns, edrjkl shgkl g agefjweghfjkb vegfjkebvnz sdsdgr
Stroik, jak każdy Bóg, potrzebuje ofiar.
Palce jego wrogów są Mu potrzebne do życia.
Jego kapłani naciskają Jego ciało, otwierając je, odsłaniając wrażliwe wnętrzności.
Ostrożnie umieszczają metalowe sztabki.
Tylko oni wiedzą, jak. Jeśli umieści się je w nieodpowiedni sposób, Bóg zapadnie w letarg, zaś gdy powstanie, Jego gniew będzie straszny.
Poznałem sekret.
Zbliż się.
Nachyl się.
Powiem Ci go.
Nikt nie idzie?
...
Widzisz...
Bóg...
Ma...
Wyłącznik...
Wiem, trudno uwierzyć.
Ale to prawda.
Tylko czy odważysz się nastroić swoją gitarę samemu?
niedziela, kwietnia 06, 2008
Nowy post.
Siedzę sobie przed ekranem, *klik* w palcach trzymając tlącego się papierosa i zerkając co jakiś czas na kubek z parującą, świeżo zaparzoną kawą. Stereotyp, schemat powtarzany do granic możliwości, aż stanie się realny, aż stanie się prawdziwy.
Jak zadrę, noszę w sobie miriady idealnych proporcji. Nie potrafię bez nich żyć, chociaż kłują mnie i uwierają. Chociażby proporcje kawy - 2 łyżeczki kawy, 1,5 łyżeczki cukru, zalać wrzątkiem tak, by zostawić ze 2 cm miejsca *klik* na mleko, zamieszać energicznie parę razy, wrzucić łyżeczkę do zlewu. Gładkim ruchem, czując się jak staromodny nauczyciel, chwycić ucho kubka, lekki obrót wokół własnej osi, kilkanaście wymierzonych kroków do pokoju. Postawić kubek, siadając jednocześnie, przysunąć się...
Pisać, pisać, pisać, pisać, pisać... *klik*
Pisać w sumie o dupie Maryni.
Pisać bełkotliwie, od rzeczy, bez sensu.
Pisać tak, by wydawało się to mądre.
Pisać odpowiednio, by sprawiać wrażenie głębii... ... otchłani?
Sztuka to chyba nie to, co autor próbuje powiedzieć, ale to, co czytelnik próbuje odczytać. Gdy tworzę, słowa po prostu wirują wokół mnie, obracają się, skaczą, chichoczą, krzyczą, warczą, mruczą. Wyciągam tylko ręce, łapię je i układam odpowiednio, by *klik* zasłonić czarną pustkę za nimi. Jak kafelkowe pokrycie wszechświata, taki domek z kart, który runie, gdy tylko wykonasz nieodpowiedni ruch.
Jaką siłę mają te bełkotliwe słowa, wymamrotane bezładnie i niedbale pod nosem?
Nie powinny mieć żadnej.
Jakimś trafem leczą, ranią, tworzą i niszczą.
*klik*
To, co podoba się jednostce, jest tym, co podoba się motłochowi. Na odwrót także, to obustronna zależność. Każdemu podoba się to, co mnie, ponieważ ja także jestem każdy, a zatem podoba mi się to, co podoba się innym "mnie", którym wszystko się podoba ponieważ każdy jest każdym, a nikt jest *klik* nikim. Będąc każdym, jesteś wszystkim, ale będąc wszystkim, stajesz się automatycznie niczym.
Czuję się właśnie jak kanał ściekowy z urwanym zaworem.
Wszystkie słowa, myśli, *klik* odczucia, przepływają, wyciekają na czystą, zalaną słońcem łąkę, wypaczając ją i zniekształcając. Piękno rozkładu, aromat pleśni i fekaliów.
Tylko dlaczego ten dzieciak tak krzyczy?
*klik*
Jak zadrę, noszę w sobie miriady idealnych proporcji. Nie potrafię bez nich żyć, chociaż kłują mnie i uwierają. Chociażby proporcje kawy - 2 łyżeczki kawy, 1,5 łyżeczki cukru, zalać wrzątkiem tak, by zostawić ze 2 cm miejsca *klik* na mleko, zamieszać energicznie parę razy, wrzucić łyżeczkę do zlewu. Gładkim ruchem, czując się jak staromodny nauczyciel, chwycić ucho kubka, lekki obrót wokół własnej osi, kilkanaście wymierzonych kroków do pokoju. Postawić kubek, siadając jednocześnie, przysunąć się...
Pisać, pisać, pisać, pisać, pisać... *klik*
Pisać w sumie o dupie Maryni.
Pisać bełkotliwie, od rzeczy, bez sensu.
Pisać tak, by wydawało się to mądre.
Pisać odpowiednio, by sprawiać wrażenie głębii... ... otchłani?
Sztuka to chyba nie to, co autor próbuje powiedzieć, ale to, co czytelnik próbuje odczytać. Gdy tworzę, słowa po prostu wirują wokół mnie, obracają się, skaczą, chichoczą, krzyczą, warczą, mruczą. Wyciągam tylko ręce, łapię je i układam odpowiednio, by *klik* zasłonić czarną pustkę za nimi. Jak kafelkowe pokrycie wszechświata, taki domek z kart, który runie, gdy tylko wykonasz nieodpowiedni ruch.
Jaką siłę mają te bełkotliwe słowa, wymamrotane bezładnie i niedbale pod nosem?
Nie powinny mieć żadnej.
Jakimś trafem leczą, ranią, tworzą i niszczą.
*klik*
To, co podoba się jednostce, jest tym, co podoba się motłochowi. Na odwrót także, to obustronna zależność. Każdemu podoba się to, co mnie, ponieważ ja także jestem każdy, a zatem podoba mi się to, co podoba się innym "mnie", którym wszystko się podoba ponieważ każdy jest każdym, a nikt jest *klik* nikim. Będąc każdym, jesteś wszystkim, ale będąc wszystkim, stajesz się automatycznie niczym.
Czuję się właśnie jak kanał ściekowy z urwanym zaworem.
Wszystkie słowa, myśli, *klik* odczucia, przepływają, wyciekają na czystą, zalaną słońcem łąkę, wypaczając ją i zniekształcając. Piękno rozkładu, aromat pleśni i fekaliów.
Tylko dlaczego ten dzieciak tak krzyczy?
*klik*
Subskrybuj:
Posty (Atom)