Na moich dłoniach jest coraz więcej zadrapań. Głębszych, płytszych, krótszych i dłuższych. Zdołałem cały świat zamknąć kartonowym pudełku. Pudełko zakopałem sobie w ogródku. Z czasem pewnie zgnije, ale póki co jeszcze trzyma. Wewnątrz jest skomplikowana maszyneria, pełna kół zębatych, obracających się ostrzy i żyletek.
Świat.
Wieko pudełka wystaje odrobinkę ponad poziom ziemi. Mogę je otworzyć, sięgnąć do środka, by coś sprawdzić, wyjąć, przełączyć. Za każdym jednak razem płacę za to kolejnymi nacięciami na skórze.
Moje dłonie zaczynają przypominać skorupkę jajka. Coś się wykluwa, coś wychodzi na zewnątrz rozrywając wierzchnią warstwę. Dziesiątki malutkich pęknięć przypominających nieco mapę. Właściwie to jest mapa. Można dzięki temu przeanalizować budowę tej maszynerii, rozmieszczenie wszelkich brzytew, ostrzy, pułapek, poszczególnych mechanizmów.
Tyle tylko, że tę mapę zrozumie tylko osoba, która dorobiła się tych nacięć. Tylko ona wie, gdzie i jak wkładała ręce.
Jak już mówiłem, karton gnije. Pod wpływem wilgoci i pleśni ścianki zapadają się, rozkłądają. Do środka wpada wilgotna gleba blokując tryby. Woda sprawia, że poszczególne elementy mechanizmu rdzewieją i rozpadają się.
Świat staje w miejscu.
A ja dalej w nim grzebię, próbując go naprawić i dorabiając się kolejnych zadrapań.
Będzie trzeba znaleźć nowy karton, nowe elementy i sklecić kolejny mechanizm.
Gdzieś znajdę co trzeba.
[szuka, szuka, szuka, szuka]
piątek, kwietnia 18, 2008
Subskrybuj:
Posty (Atom)