piątek, września 07, 2007

Depresyjny taniec.

Człowiek to zabawny stwór.
Kręci się w kółko i kręci. Nie może przestać.
Aż w pewnym momencie zaczyna kręcić mu się w głowie.
Koło zmienia się w owal, spiralę, nogi odmawiają posłuszeństwa. Stwór-nie-stwór zaczyna się zataczać.

Wygląda przekomicznie.
Jaki słodki.
Jaki nieporadny.
Jaki żałosny.
Łolaboga.
Ooops, upadł.
Nie, nie upadł.
Wstaje.

Kopnięcie. I jeszcze jedno. Podeszwy butów uderzają. Cios za ciosem. Krew. Wymioty. Kap, kap... Padają w ciszy. Wirują szaleńczo. Krzykoszept. Śpiewozgrzyt. Wirują, aż zaczynają się zataczać. I inne słowa uderzają tak samo.

Łolaboga...
Ooops, upadł.
Naprawdę.
Kończyny drgają.

No, wstawaj, wstawaj. Jaki Ty nieporadny. Ale z Ciebie ciapa. No, już już, nic się nie stało przecież. Stoisz? To dobrze. No widzisz, jacy kochani jesteśmy?

Cios w kark. W brzuch. Podcięcie.

Oj, co Ty byś beze mnie zrobił? Znowu leżysz. Ojeeeeej... Chodź, pomogę Ci wstać.

Już nie.
Już nie trzeba.
Upadam sam.
Szkło wbite w ramię.
Krew...

Oh, no naucz się wreszcie radzić sobie sam! Gdyby nie ja, nie wstałbyś już. Leżałbyś tak, w tej brei własnego ciała. A leż sobie. Gnij. Zdychaj.

No nie no... nudno jest. Wstawaj. O, złap mnie mocno za rękę i wstawaj. Już. No.

A teraz kop w dupę na szczęście i kręcimy się dalej.