czwartek, grudnia 18, 2008

Martwa natura.


Świat składa się z miejsc, tak jak czas z chwil, życie z oddechów, ból i radość z dotyku. Miejsca, podobnie jak ból i radość, mogą być dwojakie.

Człowiek.

Natura.

Dwie sprzeczności zapętlające się, przenikające się, wyrastające z jednego pnia.
Zależne od siebie wzajemnie.
Niszczące siebie wzajemnie.
Zależne od siebie samych.
Niszczące siebie same.

Człowiek, to miasto.
Jedyna natura, jaka istnieje w mieście, to niewolnik, żebrak lub gwałciciel.
Trawy i drzewa istniejące jedynie dla człowieczej rozrywki i wchłaniania ludzkich wyziewów.
Gołębie błagające o ziarno i lisy podkradające ukradkiem to, co wzbudza zbyt wielką odrazę u człowieka, by ten raczył nawet nie jeść, lecz trzymać to w swym sterylnym domu.
Człowiek pochłaniający rozszarpane zwłoki.

Miasto to więzienie. Lęk przed rzeczywistością sprawił, że ludzie ukryli się za tworami własnych rąk, w beznadziejnej nadziei na odcięcie się od własnych twarzy.
Głupcy stworzyli jednak lustra, prawdopodobnie dla obrażenia swych towarzyszy.
Niepomni, że wszystko to samo.

Miasto to wolność.
Nie?
Przecież możesz. Upić, zaćpać się, powiesić się, skoczyć pod samochód, tramwaj, pociąg, rzucić z wieżowca, umrzeć na raka płuc, wątroby... Wymieniać dalej?
Człowiek poprzez miasto stworzył miliony nowych sposobów umierania.
Viva morti!

Natura to las.
Jedyny człowiek, jaki istnieje w lesie to niewolnik, żebrak lub gwałciciel.
Leśnicy i ekolodzy, istniejący jedynie po to, by dostarczać głodnym roślinom pokarmu, oddechu, bronić ich od niebezpieczeństw.
Pustelnicy błagający o korzonki i wędrowcy z obłędem w oczach szukający strumienia czy stawu pełnego robactwa, ślimaków i odchodów.
Larwa wgryzająca się w zwłoki.

Las to więzienie.
Lęk przed rzeczywistością sprawił, że natura skryła się w swoich enklawach, w beznadziejnej nadziei na odcięcie się od własnego oblicza.
Niepomna, że wszystko to samo.
Głupcy jednak przyszli z miasta.

Las to wolność.
Nie?
Przecież możesz. Możesz ugryźć, uderzyć, szarpnąć, kopnąć, uciekać, uciekać, uciekać w nieskończoność, do następnego lasu. Natura poprzez las stworzyła miliony nowych sposobów na przeżycie.
Okazując się w tym znacznie bardziej przewrotna od człowieka.

Są jednak miejsca.
Punkty styczne jednego pnia.
Nie należące ani do człowieka, ani do natury.
Należące za to do obserwatorów, wymieniających się butelką.
Przyglądających się nagim, śpiącym drzewom, krukom i wronom hałaśliwie ulatującym w niebo, domagającym się żeru. Patrzących na spękany asfalt, siedzących na kamiennym murku, z którego kruszy się zaprawa i wychylają korzenie.

W takich miejscach można zapomnieć. O sobie, swojej twarzy, o konieczności życia i umierania.
Można pobiegać, kopiąc dwie puszki, jak dzieci.
Uważając, by ta nie zablokowała się na liściach, kamieniach, dziurach w nawierzchni.
Bazgrząc po betonie starą, białą farbą.

Nie myśląc o powrocie.
Do miasta lub lasu, cokolwiek jest Ci bliższe.