Siedzę sobie przed ekranem, *klik* w palcach trzymając tlącego się papierosa i zerkając co jakiś czas na kubek z parującą, świeżo zaparzoną kawą. Stereotyp, schemat powtarzany do granic możliwości, aż stanie się realny, aż stanie się prawdziwy.
Jak zadrę, noszę w sobie miriady idealnych proporcji. Nie potrafię bez nich żyć, chociaż kłują mnie i uwierają. Chociażby proporcje kawy - 2 łyżeczki kawy, 1,5 łyżeczki cukru, zalać wrzątkiem tak, by zostawić ze 2 cm miejsca *klik* na mleko, zamieszać energicznie parę razy, wrzucić łyżeczkę do zlewu. Gładkim ruchem, czując się jak staromodny nauczyciel, chwycić ucho kubka, lekki obrót wokół własnej osi, kilkanaście wymierzonych kroków do pokoju. Postawić kubek, siadając jednocześnie, przysunąć się...
Pisać, pisać, pisać, pisać, pisać... *klik*
Pisać w sumie o dupie Maryni.
Pisać bełkotliwie, od rzeczy, bez sensu.
Pisać tak, by wydawało się to mądre.
Pisać odpowiednio, by sprawiać wrażenie głębii... ... otchłani?
Sztuka to chyba nie to, co autor próbuje powiedzieć, ale to, co czytelnik próbuje odczytać. Gdy tworzę, słowa po prostu wirują wokół mnie, obracają się, skaczą, chichoczą, krzyczą, warczą, mruczą. Wyciągam tylko ręce, łapię je i układam odpowiednio, by *klik* zasłonić czarną pustkę za nimi. Jak kafelkowe pokrycie wszechświata, taki domek z kart, który runie, gdy tylko wykonasz nieodpowiedni ruch.
Jaką siłę mają te bełkotliwe słowa, wymamrotane bezładnie i niedbale pod nosem?
Nie powinny mieć żadnej.
Jakimś trafem leczą, ranią, tworzą i niszczą.
*klik*
To, co podoba się jednostce, jest tym, co podoba się motłochowi. Na odwrót także, to obustronna zależność. Każdemu podoba się to, co mnie, ponieważ ja także jestem każdy, a zatem podoba mi się to, co podoba się innym "mnie", którym wszystko się podoba ponieważ każdy jest każdym, a nikt jest *klik* nikim. Będąc każdym, jesteś wszystkim, ale będąc wszystkim, stajesz się automatycznie niczym.
Czuję się właśnie jak kanał ściekowy z urwanym zaworem.
Wszystkie słowa, myśli, *klik* odczucia, przepływają, wyciekają na czystą, zalaną słońcem łąkę, wypaczając ją i zniekształcając. Piękno rozkładu, aromat pleśni i fekaliów.
Tylko dlaczego ten dzieciak tak krzyczy?
*klik*
niedziela, kwietnia 06, 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Wiesz co, lubię w Twoich postach to, że zapamiętujesz myśli, które towarzyszą Ci przy róznych czynnościach. Ja doskonale wiem, że tak nie potrafię, myślę o czymś, ale zaraz pcha mi się tysiąc skojarzeń i ta pierwsza i jedyna myśl odpływa... Ty potrafisz ją złapać albo potrafisz się tylko na NIEJ się skupić. Tak mi się wydaje przynajmniej :)
Prześlij komentarz