No tak... Siedzę sobie w domu. Jak co rano. Nie, nie jak co rano. Praca... Yhh... Mniej czasu, by pisać. Poza tym brak znajomości siebie ogranicza wędrówki po zakamarkach myśli. Szkoda. Lubię, jak te liście, wirować w studni, wirować z nimi, przez nie, obok nich, obserwując i będąc jednocześnie ich częścią.
Ale, usuwając na bok tę, być może, ciekawą fantasmagorię, za którą normalnie bym podążył - siedzę sobie. Obok stoi ledwo co opróżniony kubek kawy. Palę... Nie, właśnie nie palę. A mam wielką ochotę.
Obok mnie leży też komórka. Czekam. Zabawne, jak zwykłe łącza energetyczne czy satelitarne potrafiają wzbudzić emocje. Czekam na odpowiedź... Może wiadomość nie doszła? Internet nie jest idealny. A może jeszcze jej nie zobaczyła? Bo przecież może być zajęta czym innym. Albo nawet - co mało prawdopodobne - jeszcze spać. A może nie ma z czego odpowiedzieć? Nie no, darmowych SMS'ów miała mnóstwo... A może wcale nie chce odpowiedzieć? Cóż ta ostatnia, choć najmniej ciekawa opcja jest dość prawdopodobna...
Hmm... Wczorajszy dzień był ciekawy. Wyłączona komórka... Ktoś się martwił i chyba teraz jest na mnie zły...
Mniejsza, na tym blogu nie miało być zwierzeń osobisych. Blee... Wszak nic nikomu do jakiś moich rozterek.
O czym to ja? Właściwie nie wiem...
Oczywiście w tle leci muzyka. Wokalista z butną pewnością siebie w głosie, przekonuje, że "... mamy siłę, zorganizujemy się i dokopiemy im!". No tak. Oni. Oni są wszędzie. Patrzą na Ciebie, znają każdy Twój krok... Jak wiewiórki!
Uuups... Przepraszam, myślami znowu jestem gdzie indziej.
Zastanawiające, na jak prostych zasadach działa taka muzyka. Wystarczy znaleźć "onich" - i już wszystko łatwe. Tłum z radosnym wrzaskiem w gardłach naskoczy na "onich", bo są na tyle wyraźnie różni, że nie da się ich pomylić z "mymi". Podjudzany demagogicznymi wrzaskami swojego guru zniszczą system... I dobrze... Szkoda tylko, że w jego miejsce natychmiast zbudują nowy, który przy pierwszej okazji wpadnie w te same koleiny, wyżłobione już przez setki innych systemów tworzących się i upadających z hukiem od zarania ludzkości. Zmienią się tylko ludzie u steru. Coraz większa kontrola, swoisty klosz nad stojącymi niżej obywatelami...
Cholera, znowu schodzę nie na te tematy, co trzeba.
Oo... Teraz w głośnikach leci ciekawe nagranie na skrzypcach elektrycznych. Bez słów. Za to z jakąś dziwną głębią. Bez ideologicznych podtekstów, bez agresywnych wrzasków, sama muzyka, choć surowa, nieobrobiona, pełna "brudów" które tylko dodają jej uroku. To pierwsze nagranie, jakie puszczam co rano. Cudownie stawia na nogi...
A drugie? Domowe, amatorskie nagranie... "When I see a pretty woman sitting in the church common, common, coooommoooon..." Yhh... I znowu lawiruję nie tam gdzie trzeba.
.
..
...
....
...
..
.
Dość.
Świat się rozmywa.
Nic nie jest konkretne.
Powietrze wyprane z barw.
Ulotny zapach kawy z urwanym dźwiękiem.
Melodia z wyciętym kształtem...
A ten cholerny telefon wciąż milczy.
[NO SIGNAL]
środa, lipca 04, 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Konkret pojęciem efemerycznym.
Teraz...jestem w stanie to stwierdzić.
-----
Wiadomość nie dotarła.
Odpisałaby.
-----
ps. nowy blog.
Krwawa łza spływa po policzku.
Miłość i rozpacz.
Krwawa łza zdobi blade usta.
Namiętność i żal.
Morze krwawych łez wylane w ciemności.
Nie ma już radości, odeszła pozostawiając jedynie smutek.
Spokojna twarz zroszona kropelkami łez.
Zamknięte oczy ukrywające piękno dnia.
Błysk wschodu słońca.
Rozchylone usta naznaczone czerwienią lekko rozchylone, lecz nie w uśmiechu.
Delikatna skóra niczym jedwab w dotyku, teraz taka blada.
Odbijająca jedynie promienie słońca, a nie nimi rozświetlona.
Zgasło jedno z cudów świata, gdy ostatni oddech zamarł w drobnym ciele.
Czy miłość rani? Owszem, nawet wiele. Czy warto kochać? Tego nie wiem.
Cierpienie istnieje, jak istnieje i szczęście.
Patrząc w dal widzę ciemność.
Żadnego błysku nadziei.
Pozostaje pustka i samotność.
Krwawa łza spływa dalej zdobiąc delikatna szyje.
Podkreśla piękno śmierci.
Śmierć ceni sztukę.
Czemu my nie cenimy niczego? Nie do póki tego nie stracimy.
Księżycowego blasku miraże zdradzają prawdę.
Życie jest sztuką, a śmierć nam ją dopiero ukarze.
Pozdrowienia braciszku,
Leareth
Prześlij komentarz