czwartek, maja 24, 2007

Drżenie.

Struna drży, wibruje. Idę po niej, przecinając mrok. Ciemność pochłania mój umysł, wżera się w każdą myśl. Staje się integralną częścią mnie. Krąży niczym krew w żyłach, wiruje w płucach jak powietrze. Przesłania oczy czarną chmurą, skóra ciemnieje, wargi powlekają się szronem. Jam jest ciemność. Szpeczę. Ciągle te same słowa, mimowolnie, silniejsze ode mnie. Nie mogę - nie potrafię - nie chcę przestać.

Zgrzyt zamykanych drzwi. Nasłuchuję. Nie, nie słychać zatrzaskiwanego zamka. Ciche kroki. Oddalają się. Westchnienie. Idę dalej. Struna wibruje.

Brzdęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęę.........................................................

Dźwięk wrzyna się w uszy, staje się częścią życia, nie ustaje nigdy, drżącym echem powracając. Przestaję powoli go słyszeć. Zdaje się, jakby był od zawsze i jakby już zawsze miał być. Ból przestaje być istotny. Cóż znaczą zakrwawione stopy wobec szansy na znalezienie zeszytu?

Ściana dźwięku. Chroni mnie, otacza, zamyka drogę. Tarcza przed spojrzeniami.

Bo one są. Mnóstwo źrenic unoszących się wokół mnie, obserwujących każdy mój krok. Jedne zatroskane, inne zapłakane, jeszcze inne obojętne lub nienawistne. Każda czegoś pragnie, lecz każda obserwuje z takim samym zaciekawieniem. Zainteresowaniem. Może odrobiną znudzenia.

Zasypiam...

Brak komentarzy: