niedziela, lutego 15, 2009

Krzyk.

Samotność wżera się w umysł tylko w specyficznych okolicznościach.
Siedząc w ciemnym, brudnym pomieszczeniu, słuchając melancholijnej muzyki.
Mam włos i paznokieć.

Pierwszy został na moim ubraniu, gdy byłaś obok. Rozmawialiśmy, żartowaliśmy...
Drugi został w moim ciele, gdy wściekła rozszarpałaś mi twarz. Rozmawialiśmy, żartowaliśmy...

Siedzę teraz skulony, a krew kapie na podłogę.
Palcem rysuję.
Kropka.
Kropka.
Zakrzywiona linia.

Ah, cóż za radość, ktoś się uśmiecha.
Uśmiecham się także.

Podchodzę do okna, gwałtownym ruchem rozsuwając zasłony.
Zalewa mnie porażająca fala światła.
Przez chwilę nic nie widzę. Ogarniają mnie mdłości, uświadamiam sobie odór zgnilizny i rozkładu, który mnie otacza.

Gdy, wciąż na pół ślepy, otwieram okno, wraz z falą zimnego, świeżego powietrza dociera do mnie rozdzierający krzyk.
Gwałt świadomości...

Brak komentarzy: