niedziela, października 07, 2007

Dziwny dzień.

Jest sobie tak dzień.
Dziwny dzień.
Siedzi sobie w kącie.
Skulony.
Ale dumny.
Zamyślony. Opiera brodę o podkulone kolana.
Nieco rozczochrany.
Szepczący.
Pełen liści i chmur.

Spojrzenie w bok. Lekki uśmiech. Połówka liścia ponad napoczętą puszką piwa. Wiem, gdzie się znajdzie. Dla takich rzeczy są specjalne miejsca.

Spojrzenie w drugi bok. Za oknem już ciemno. Nie widać chmur.

Słońca też już nie ma.

Zamykam oczy.

Opadam.
Lekki wiatr na twarzy.
Delikatny, przyjemny chłód.
Stoję na łące.
W oddali rosną drzewa. Ciemne, odrobinę ponure. Przynajmniej takie wrażenie sprawiają moje ludzkie oczy.
Wszędzie wokół walają się klonowe liście. Wielobarwne, zeschnięte, nieco podniszczone.
Na środku łąki unosi się żołądź.
Na niebie płyną powoli obłoki przetykane blaskiem słońca.

Czekam...

Słyszę kroki. Ktoś przedziera się przez gałęzie, krzaki, ściółkę. Idzie.
Czy to...?
Nie.
Ale i tak dobrze. Mam towarzystwo.
Zbieramy liście.
Pochwyciliśmy jeden.
Przedarł się na pół. Lekki uśmiech.
Spojrzenie, gest, przyjazny, czysty, niezanieczyszczony.

Chwytam żołądź.
Wkładam go w dłoń Osoby.
Zgadnij, co to jest.
A może lepiej nie zgaduj.
To zbyt ważne...

Odchodzi. Zaraz może przyjść ta, na którą czekam.
Czekam, czekam, czekam, czekam, czekam...
Czas się dłuży.
Obserwuję obłoki.
Słońce zachodzi. Krwistoczerwona poświata opłukuje pojedyńcze chmury. Czarny słup dymu, zapewne z jakiegoś ogniska. Promienie tu i ówdzie. Widok zwykły i niepowtarzalny zarazem.

Tracę nadzieję, że kiedykolwiek dotrze tam, gdzie zwykle przebywa mój umysł.
Droga długa, pokrętna, niebezpieczna.
Z drugiej strony Osobie się udało.
Więc jest to możliwe.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Czasem wystarczy jedynie Być.
Być i zbierać liście.
'Ważne' jest namcalne, choć czasem potrzebuje czasu.
Tkwi w mojej dłoni.
Dziękuję.