niedziela, października 07, 2007

Brak.

Powoli wstaje nowy dzień.
Szkoda. Lubię noc.
Jest szczera.
Zwykle pełna szeptów. Albo chociażby jak najcichszego stukotu klawiszy. Ukradkowego, urywanego, przepełnionego nasłuchiwaniem. Ale jednak.

Choć dzisiejsza noc była inna.

Twarz oświetlona samotnym blaskiem monitora.
Lekkie spojrzenie na zegar. 5:25. Nieprzespana noc.

Resztka ostatniego papierosa w improwizowanej popielniczce.
Unoszący się z wolna dym.
Ulotny jak marzenie. I jak marzenie tworzący fantastyczno-finezyjne kształty. Zwiewne, nie do końca pojęte, oświetlane tym samym blaskiem.

Szybszy oddech, subtelne, spontaniczne gesty. Potrzeba. I brak możliwości. Myśli, upchnięte niczym stara torba z pamiątkami, na dnie umysłowej rupieciarni. Swoista zazdrość połączona z tęsknotą i nienazwanym pragnieniem. Smutek, nostalgia, za czymś, co jest, choć nie ma.

Cichutka muzyka. Zagłuszyć.

Wyrzuty sumienia. Przeszkadzajka. Irytujące. Nie istnieć choć na parę chwil. Nie egzystować, odłączyć się. Myśli same wędrują gdzie indziej. Tak blisko, choć tak daleko.

Tak pewnie czuje się rozbitek, gdy tuż obok niego przepływa statek. Załoga nie dostrzega go. Wyciąga umęczoną rękę, tylko po to, by poczuć dotyk kadłuba ocierającego się o opuszki palców. Okręt odpływa, niknie, staje się odległą plamą na horyzoncie.

Tak pewnie czuje się konający z pragnienia, gdy trafia wreszcie na oazę. Pełznie w jej kierunku, ostatkiem sił wyciąga dłoń, by poczuć przed śmiercią chłodny dotyk wody omywającej opuszki palców. Jaźń zanika, otacza ciemność.

Tak pewnie czuje się umierający z zimna, gdy ze smutkiem obserwuje ciepłe wnętrza cudzych domów. Wyciąga zsiniałą rękę, by poczuć emanujące przez szybę ciepło czyjegoś mieszkania. Po czym osuwa się na kolana i pada w zaspę, gdzie powoli zasypia.

Tak pewnie czuje się człowiek, gdy wyciąga dłoń, dotykając opuszkami palców czyjejś twarzy. Nie wiedząc, czy dłoń zostanie odtrącona, czy też drugi człowiek przystąpi o krok bliżej, dzięki czemu zziębnięty, spragniony rozbitek będzie mógł objąć, przyciągnąć do siebie.

I co będzie dalej?
Chrzęst żwiru pod stopami.
Jedność umysłu.
Z dawna oczekiwana harmonia.
Siła zrównoważonego dysonansu.
Zrozumienie.
Wspólny oddech.
Osunięcie w otchłań zapomnienia, gdzie splecione jaźnie pozostaną zespolone na zawsze.
Nawet, gdy...
Gdy...
...gdy...
...gdy jednej z jaźni zabraknie.

Mrowienie elektronów na ekranie.
Opuszki palców osuwające się po zimnym szkle.
Cichutki szum.
I długi monolog.
Lęk, nadzieja, pragnienie, świadomość braku.

Tęsknota za nieznanym poznanym.
Kiedyś.......................
...............
............
.........
......
...
.
,
!
?
*

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

wiesz ze za dożo nie zrozumiałam...
może tylko początek....
hymmm.....

Anonimowy pisze...

Czy są rozbitkowie w jeziorach, tunelach, źródłach?
W słodkiej, pitnej wodzie?

A jeśli... to wszystko co jest ostatnim uśmiechem, i dotknięciem... oddaje nam część tego: bezpieczeństwa, ciepła, zaspokojenia, a przez to jest mniej bezpieczne, zimniejsze, spragnione, głodne?

A jeśli... niepoznane poznane też wyciąga dłoń? Może inaczej, mniej szaleńczo, mniej krzykliwie (własne imię w poduszkę)?

'Lecz ludzie tak nie żyją (...) i ludzie tak nie czują, jak ty (...) czujesz, bo ludzie to nie ty, na pewno, ludzie to nie ty.

Obudzić się w mieszkaniu nieopodal dworca. Przez ptasi świergot obudzonym zostać. A ludzie tak nie piją i nie obejmują tak rozpaczliwie przez sen.

(...)!

Ludzie tak nie kochają, zupełnie inaczej. Mógłbym ich opowiedzieć, lecz obawiam się. Mniej więcej o tym traktował ten wyrok.'

czterdziesta czwarta - świetlicki

Na swój sposób.
Mało ludzki. A może odwrotnie?

Anonimowy pisze...

dopiero teraz zrozumiałam...
a czytałam ten wpis wczesniej parę razy.

Nie musisz sie bać, co będzie dalej. Liczy się tylko to, co jest teraz.

i zmień tą tapetę na pulpicie bo Cię chyba rozprasza ;P

Sivarion al'Anatornel pisze...

Ani myślę zmieniać tapety :]

Strach to dobra motywacja :P Niepewność bywa gorsza, ale znośna.

Przynajmniej część zrozumiałaś :D