wtorek, stycznia 29, 2008

Dom - część 1.


Mój dom leży głęboko w lesie, z dala od zgiełku miasta i ludzi. Do ulicy prowadzi długa brukowana ścieżka ukryta w cieniu starych dębów. W ich gałęziach żyją kruki, tłumnie oblegające wszystkie gałęzie i obserwujące wygłodniałym wzrokiem spacerowiczów mijających ich gdzieś w dole. Ludzie nie zdają sobie z tego sprawy, lecz jeśli którykolwiek z nich zabłądziłby, mógłby wędrować po lesie całe dnie, opadając w końcu z wycieńczenia na kolana. Kruki tylko na to czekają. Powoli pokrywające się zielonym nalotem kości kilku nieszczęśników zalegają okoliczną puszczę.



Od wschodu dom otacza spory staw. Nikt nie wie, jak jest głęboki i co żyje w jego zimnych odmętach tam, gdzie nie dociera już światło dnia. Czasami pływam po nim małą łódką, przypominającą łupinę orzecha wyrzuconą w kałużę przez jakieś dziecko, szczęśliwe, że wreszcie się rozpogodziło. Dziecko bawi się, popychając kijkiem łupinkę, nie dostrzegając nadjeżdżającego samochodu...


Codziennie, wraz ze wschodem słońca, z jeziora unosi się tuman mgły. Pierwsze poranne promienie wyglądają cudownie, przebijając się przez zasłonę unoszącej się w powietrzu wody. Przywodzi to na myśl kurtynę, za którą księżniczki, królowie, czarnoksiężnicy i smoki stają się zwykłymi ludźmi, aktorami, niezobowiązanymi już do odgrywania swoich ról. Za zasłoną zamki, wioski czy ozdobne komnaty stają się tylko zgrabnym rysunkiem na płótnie i garścią rekwizytów. Piękna Helena Trojańska staje się starą, zniszczoną kurtyzaną ściągniętą w zastępstwo dla młodej aktorki, którą akuratnie rozbolało gardło.


Dlatego właśnie nigdy nie pływam o poranku. Kto wie, gdzie bym dotarł, gdybym wypłynął za daleko? Mgła potrafi płatać różne figle.


Ponoć gdzieś tam, na dnie, swój łeb ma też Midgaar, pochłaniając własny ogon. Jestem skłonny uwierzyć w te opowieści. Wszak symbol nieskończoności byłby idealnym wytłumaczeniem niezwykłego klimatu, jaki ma ten staw, otoczony dwunastoma płaczącymi wierzbami...



Od zachodu dom otoczony jest urwiskiem. Jakieś 19 metrów w dół, do rwącego strumienia rozbijającego się o skały. kilka korzeni czy też drzewek wyrastających po drodze... Ale przede wszystkim niemal pionowa ściana opadająca w dół. Jeśli jakaś pamiątka wywołuje zbyt wiele zbyt bolesnych wspomnień, przychodzę nad urwisko i rzucam ją w dół.


W ścianie urwiska jest parę jaskiń. Ponoć to kompleks rozciągający się pod całym domem, zachaczający także o jezioro, tworzący podziemne rozlewiska. Być może żyją tam jakieś szczepy dziwnych plemion, być może zbierają moje pamiątki i układają je na ołtarzach z czaszek, składając im jeńców w ofierze. Prawdę powiedziawszy, nigdy nie zauważyłem na dnie niczego, co kiedyś wyrzuciłem. Po tak długim czasie tam na dole powinno powstać niemalże niewielkie wysypisko śmieci.



Od północy stoi las. Nie, nie leży. On stoi. To nie ta stosunkowo przyjazna, południowa puszcza, którą spacerują ludzie. To prawdziwy las. Jest jak dzika, nieokiełznana bestia. Tylko czeka na to, by rozszarpać nieuważnego wędrowaca. To las z rodzaju tych, w których przetrwały jeszcze resztki pradawnej magii. Nie zdziwiłbym się, gdybym kiedyś spotkał tam jakiegoś elfa, jednorożca czy jakiekolwiek inne mityczne stworzenie. Zapuszczając się tam zawsze obwiązuję się w pół mocną liną, której drugi koniec dokładnie przywiązuję do bramy. I tak nie raz las prawie mnie zabił. Nie wolno zapuszczać się w to dziewicze terytorium zbyt głęboko. Nie ma znaczenia, czy chcesz pozwiedzać, poniszczyć czy popełnić samobójstwo. To nie jest miejsce dla ludzi. Wchodzenie tam byłoby świątokradztwem.



Od południa jest wspomniana już brukowana droga dojazdowa, dęby, na których siedzą kruki i las. Choć oswojony, i tak dumny i majestatyczny. Groźny.



Lecz po południowym lesie czasem spacerują ludzie. Jest ich niewielu i to dość specyficzny typ ludzi. Na wpół obłąkani, na wpół genialni, są idealnym przykładem na to, jak cieńka jest granica pomiędzy tymi dwoma pojęciami. Czasem wychodzę do nich, siadamy na jakimś pieńku i rozmawiamy. Przecież bez rozmowy stałbym się śliniącym się jaskiniowcem, jeszcze jednym dziwadłem nadającym się do obwoźnego cyrku.



Na szczęście mój dom jest dobrze ukryty. Wiem, że nikt, kogo bym tam nie zaprowadził, nie trafi doń.


I niech tak zostanie.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

to bogate miejsce.