Wracając dziś z uczelni czekałem na przystanku na autobus. Mając parę minut zająłem się obserwacją...
Nic szczególnego właściwie.
Jakieś dwie studentki udają kominy fabryczne i sobie plotkują.
Jakaś babcia zasuwa z siatami.
Jakiś żulek grzebie w śmietnikach.
Jakiś furiat wali na oślep w klakson.
Drzewa szumią, słońce przebija się przez chmury i liście, przygrzewając przyjemnie, ostatnie ptaki ćwierkają sobie gdzieś wokół. Nawet zapach spalin i ryk silników nie przeszkadza. To drobne mankamenty. Da się przyzwyczaić...
Niby nic takiego
Tylko ta cholerna siatka.
Żulek wyciągnął ją ze śmietnika. Uznał za mało wartościową i wyrzucił.
Podmuch wiatru zagarnął ją nad drogę.
Opadała powoli wirując.
Uderzyła w maskę pędzącego samochodu.
Podmuch powietrza wyrzucił ją w górę.
Obrócił parę razy.
Zataczając koła siatka opadała.
Następny samochód nią szarpnął.
Tym razem nieco lżej.
Opadła niżej.
Kolejne samochody.
Kolejne wirowanie.
Coraz niżej i niżej.
Ulica.
Siatka szoruje.
W te i wewte.
Krzywię się.
Promień słońca przedarł się przez chmury i liście. Razi.
Po chwili przestaje.
Pojedyńczy promień pada na siatkę.
Mocniejszy podmuch wiatru.
Siatka gwałtownie podrywa się w górę.
Leci pod niebo.
Nie widzę jej już.
Ciekawe gdzie spadła.
Może gdzieś wisi?
Może już nigdy nie tknie ziemi...
W powietrzu unosi się zapach wanilii.
W ustach mam smak cytryny.
czwartek, września 13, 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
Widzę,że pozytywnie. Zazdroszczę Ci.
może.. ja miałam tą samą swobodę
w parku pod bukiem bez poczucia czasu ani obowiązku.. po prostu. miło było, było swobodnie. wciąż brzmiące pytanie: "o czym teraz myślisz"?
o sobie, o niczym o wszystkim.. swobodnie było, było miło.
boję się?
Prześlij komentarz